Ajka Minimalistka
Zewnętrzny porządek, wewnętrzny spokój
Zaktualizowano: 19 maj 2022
Bardzo dawno mnie tu nie było. Zanim opowiem o książce Gretchen Rubin pt. „Zewnętrzny porządek, wewnętrzny spokój", której poświęcony jest ten wpis, kilka słów wyjaśnienia.
Jest ono proste. Na początku grudnia zeszłego roku zachorowałam na COVID. Sam przebieg choroby nie był ciężki, porównywalny z tym, jak zwykle przechodzę grypę czy mocniejsze przeziębienie. Okazało się jednak, że wirus zostawił po sobie większy ślad, niż mogłam się spodziewać. Po kilku tygodniach od wyzdrowienia samopoczucie wciąż było kiepskie, brakowało mi energii i chęci do życia, czułam się znacznie osłabiona i zmęczona. Oczywiście podjęłam starania, by wrócić do formy: ruch, dbanie o dietę, dobry sen. Poprawa przychodziła stopniowo i powoli. Dopiero w lutym zaczęłam zauważać wyraźną różnicę. Teraz czuję się już całkiem dobrze. W zeszłym tygodniu wyskoczyliśmy nawet na chwilę w Tatry. Wprawdzie nadal szybciej się męczę i łatwiej dopada mnie zadyszka, ale wyjazd można zaliczyć do udanych, przekroczyłam kilka osobistych granic.

W ostatnich miesiącach łatwiej było mi przygotowywać materiały wideo, pisanie czy nagrywanie podcastów było zbyt wymagającym zajęciem. Stąd też zmniejszona aktywność w tych dziedzinach. Dość jednak tego tłumaczenia się. Ważne jest, że jest lepiej, coraz lepiej.
Dostałam od Wydawnictwa EmKa do zrecenzowania dla Was egzemplarz książki Gretchen Rubin pod wiele obiecującym tytułem „Zewnętrzny porządek, wewnętrzny spokój. Zaprowadź ład, aby przygotować szczęściu więcej miejsca". Nie znałam innych książek tej autorki, kojarzyłam jedynie tytuł jednej z nich, „Projekt szczęście”, jednak temat związków między stanem otoczenia człowieka a jego samopoczuciem jest mi bardzo bliski, więc z przyjemnością zapoznałam się z tą pozycją.

To lekka, bezpretensjonalna i przyjemna lektura, w sam raz na jeden wieczór. Porady w niej zawarte mają praktyczny charakter, chociaż na pewno żadna z nich nie jest szczególnie odkrywcza. Moim zdaniem największą zaletą tej książki jest to, że nie próbuje nikogo przekonać do wprowadzania porządku w otoczeniu i życiu za wszelką cenę. Autorka podkreśla wielokrotnie, że eliminowanie chaosu i utrzymywanie porządku na co dzień nie ma w sobie niczego magicznego. Nie każdemu jest potrzebne i nie każdego uszczęśliwia. Owszem, większości ludzi służy, ale są i tacy, którzy znakomicie funkcjonują w bałaganie, a może wręcz go potrzebują. Podobnie pani Rubin przekonuje również, że nie każdy powinien dążyć do minimalizmu. Może to wydawać się Wam dziwne, ale w pełni się z nią zgadzam. Tak ujmuje to autorka „Zewnętrznego porządku...”:
„Posiadanie minimalnej liczby przedmiotów będzie dla niektórych źródłem szczęścia i poczucia wolności. Jednak zasada ta nie u wszystkich się sprawdzi. (...) Dla jednych powodem do szczęścia będzie widok pustej półki, na środku której ustawią wazon. Dla innych będzie to półka zastawiona książkami, fotografiami i pamiątkami. Sami musimy zdecydować, jaki poziom posiadania nam odpowiada.
Zamiast dążyć do osiągnięcia określonego stanu rzeczy, lepiej rozważyć pozbycie się tego, co jest zbędne. Nawet osoby, które lubią otaczać się wieloma przedmiotami, czują się lepiej, gdy usuną przedmioty niepotrzebne, nieużywane lub nielubiane.”
Bardzo podoba mi się, że poradnik ten przekonuje przede wszystkim czytelnika do zastanowienia się nad sobą i zadawania sobie pytań, które ułatwią poznanie siebie, swoich potrzeb i upodobań związanych z przedmiotami i ich porządkowaniem. Zaczyna od wyjaśnienia dlaczego i w jaki sposób zewnętrzny porządek pomaga w uzyskaniu wewnętrznego spokoju, a następnie metodycznie, małymi krokami prowadzi przez proces odgracania i ogarniania chaosu. Konsekwentnie powstrzymuje się od wygłaszania rzekomo uniwersalnych prawd, które miałyby oświecić i uszczęśliwić każdego.

Pomimo tego jest to na pewno jedna z tych książek, po przeczytaniu której ma się ochotę posprzątać, przynajmniej na biurku albo chociaż w jednej szufladzie. A może nawet pójść krok dalej i podjąć się szerzej zakrojonej akcji porządkowej? Powoli zbliża się koniec zimy, z nadejściem wiosny wiele osób zabierze się do większych porządków, więc jeśli potrzebuje się dodatkowej inspiracji czy motywacji, ten poradnik może okazać się przydatny.
W wielu miejscach książki znalazłam stwierdzenia, z którymi w pełni się identyfikuję. Na przykład ten fragmencik, przekonujący do tego, by nie powstrzymywać się od używania na co dzień przedmiotów, które uważamy za piękne, cenne i wyjątkowe, np. delikatnej porcelany, ładnych ubrań, wyjątkowo pachnących świec.
„Korzystanie z posiadanych przedmiotów bywa źródłem prawdziwej przyjemności, a oszczędzanie ich z myślą o dniu, który być może nigdy nie nadejdzie, jest prawdziwym marnotrawstwem. Ostatnio musiałam wyrzucić drogą świecę zapachową. Nie zdążyłam jej nawet rozpakować, ale oszczędzałam ją tak długo, że olejki oddzieliły się od reszty i wyciekły z opakowania. Po co komu takie oszczędzanie?
Korzystaj z tego, co masz, bez żalu.”
Czy polecam tę książkę każdemu? Raczej nie. Zdecydowanie skorzystają z niej osoby, które dopiero zaczynają podejmować próby opanowania nieporządku i nadmiaru, bo w przystępnej i zwięzłej formie przedstawia ona różne techniki i metody zaprowadzania porządku, pozbywania się niepotrzebnych rzeczy i podejmowania trudnych nieraz decyzji z tym procesem związanych. Natomiast weterani odgracania i minimalizowania, którzy znają już dobrze i metodę Konmari, i wszystkie triki minimalistów, raczej niczego nowego się z niej nie dowiedzą.
Ja pozbywam się swojego egzemplarza recenzenckiego (tym bardziej, że książka w formacie elektronicznym jest dostępna w serwisie Legimi, z którego wciąż korzystam), jeśli masz konto na Instagramie, zajrzyj na mój profil, by dowiedzieć się, co zrobić, by mieć szansę na jego przejęcie.
Poza tym niezmiennie zapraszam na kanał na YouTube, gdzie coraz częściej pojawiają się nowe materiały, także takie, w których można zobaczyć kawałek mojego prywatnego życia. Kanał rozwija się i nabiera rozpędu, a rosnące grono subskrybentów dodaje mi energii do tego, by tworzyć i publikować.